Hipnotyzował się swoją wiarą. Czekał na olśnienie
i błogość. Wyobrażał sobie sady i winnice, kwietne altany
i pałace z kadmowego złota, malachitowe pagórki, fontanny
z jadeitu, zielone diamenty na szatach wielkookich dziewcząt i nieśmiertelnych młodzieńców. Pan Ogrodów miał nosić suknię barwy mięty. „Chodź, Radżubie”, miał powiedzieć, „masz tu u mnie miejsce rozległe i pięknie przygotowane, boś sobie na nie zasłużył. Zaproś, kogo chcesz. Na przykład Bezimienną dziewczynę z Ramleh, wiesz którą?”. „Wiem”, cieszył się Radżub. „Tę, która dała mi placek na drogę.” „Tę samą, Radżubie, tę samą. Przyjdzie do ciebie i będziecie leżeć, podparci na łokciach, zwróceni do siebie twarzami. Pośród was krążyć będą młodzieńcy z czaszami, dzbanami i kielichami, napełnionymi napojem z płynącego źródła, od którego nie cierpi się na ból głowy, ani nie doznaje upojenia…”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz